Z Lipnicy ruszyłem o 8,30, kierunek granica ze Słowacją. Po drodze łagodne wzniesienia, do miejscowości Bobrov i w prawo przez Oravską Polhorę do granicy z Polską. Podjazd dość długi ale niezbyt wyczerpujący. Żywiec minąłem bokiem i dalej na Węgierską Górkę i w Milówce w prawo przez Kamesznicę do Koniakowa. Nazwa Kamesznica pozostanie w mojej pamięci na bardzo długo, z powodu bardzo długiego i najbardziej stromego podjazdu w całej wyprawie. Oczywiście najbardziej stromą część pokonałem na butach, pchając rower a i tak było ciężko. W Koniakowie posiliłem się w Karczmie i zjazd do Istebnej. Tam krótka wizyta u koleżanki Janeczki, pamiątkowa fotka i atak na Kubalonkę. Trudny, długi podjazd, koszmarny upał i prawie 90 km w nogach. To mam nadzieję już ostatnia tak trudna górka do przejechania. Szalony zjazd do Ustronia przez Wisłę i ostatnie kilka km do Goleszowa. Tu miła niespodzianka, przyjaciele z Goleszowa zorganizowali przywitanie z kwiatami i transparentem. Dziękuję pięknie za wsparcie i trud organizacyjny. Oczywiście w Coriencie, natychmiastowe uzupełnienie mikroelementów. Teraz co najmniej dwudniowy odpoczynek przed ostatnim odcinkiem trasy do domu.
Wróciłećś,czyli wszystko ok,powodzenia,fotki piękne .okolice znzne
OdpowiedzUsuńSuper idziesz jak burza! Gratulacje !!! :-)
OdpowiedzUsuńDzięki Inez za śledzenie mojego bloga. To pomaga przeć dalej do przodu. Pozdro
OdpowiedzUsuń